Hej! Kontynuuję kosmetyczny tydzień. Dzisiaj przedstawiam Wam denko ostatnich tygodni. Zdominują go kosmetyki fajne, do których chętnie powrócę. Jakoś ostatnio mam szczęście i nie trafiam na typowe buble, które wyrzuca się po pierwszym użyciu. Ale zapraszam do ciągu dalszego :)
W ostatnim czasie zużyłam trzy szampony. Wszystkie uważam za fajne i z pewnością do każdego po kolei będę wracać, bo miło je wspominam. Szampon z Dove ostatnio Wam wspominałam w nieco obszerniejszej recenzji, więc teraz tylko w skrócie powiem, że jest to jeden z lepszych szamponów. Dobrze mył włosy, już niewielka ilość wytwarzała sporo piany i zauważyłam, że w duecie z odżywką z Joanny zapewniał mi czystą skórę głowy na 2-3 dni. Szampon nie plątał włosów, zauważyłam, że nawet nie potrzebowałam używać po nim odżywki ułatwiającej rozczesywanie. Szampon nie obciążył włosów, nawet miałam wrażenie, że są lekko podniesione.
Kolejny szampon z Petal Fresh. On szczególnie zapadł mi w pamięć dzięki temu, że jest produktem wegańskim i nietestowanym na zwierzętach. Pozbawiony jest wszelkich zbędnych składników, a i tak dobrze oczyszcza włosy. Nie uczula, nie obciąża, nie plącze. Za minus można uznać cenę - około 20zł.
I na koniec szampon Vianek. Tak samo fajny jak dwa pozostałe. Pozbawiony SLSów, parabenów i innych takich. Delikatnie, ale skutecznie oczyszczał skórę głowy, jednak nie na tak długo jak ten z Dove.
Suchy szampon Batiste to u mnie podstawa. Jestem oczarowana brązową wersją, a ta mnie lekko rozczarowała. Zostawiała siwe ślady na włosach, których ciężko było się pozbyć i osypywał się jak łupież z głowy. Poza tym... dawał efekt na chwile.
Farba Marion była w użyciu jakiś czas temu, ale jakoś się złożyło, że dopiero teraz ją pokazuję. Czerwone kolory nigdy się u mnie nie trzymały. Trzy, cztery umycia i wracałam do poprzedniego koloru. Ta farba jednak się nie spłukała. Dała mi piękny, bordowy kolor. Dostawałam nawet pytania, co to za marka, bo super się kolor trzymał, a to najzwyklejsza tania farba Marion ;)
Zdenkowałam też dwa żele i tak się złożyło, że obydwa są z Isany - jeden jest o zapachu marakui, a drugi o zapachu orientalnym z ekstraktem z kardamonu. Powiem Wam, że te w tubce wypadają nieco gorzej, są mniej wydajne i chyba jakoś słabiej pachną, a przynajmniej ta wersja jakoś nie przypadła mi do gustu, była jakaś ciężka. Te klasyczne jakoś bardziej mi się podobają.
W zdenkowanej ekipie znalazły się też dwa tusze do rzęs - ten zielony z Wibo był zbyt fajny, raczej słaby. Lekko podkreślał rzęsy, delikatnie je przyciemniał i może ciut wydłużał, tyle. Rozwiązanie idealne na co dzień czy do szkoły. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jest to tusz z niskiej półki cenowej, ale wiem, że nawet za 10zł można kupić fajny produkt.
Drugi, z Eveline już Wam wspominałam - raczej przeciętny produkt, ale dawał radę. Lekko podkręcał i wydłużał rzęski, no i okazał się być bardzo wydajny.
Zdenkowałam też puder z Wibo, chyba jeden z lepszych jakie miałam. Dawał ładne wykończenie makijażu, niwelował świecenie się, a przy tym nie zapychał. Nie czułam się też źle mając do na twarzy, co zdarzało mi się w przypadku innych pudrów.
Na koniec kulka Fa - już kolejna. Są to zdecydowanie najlepsze jak dla mnie antyperspiranty. Dają mi poczucie świeżości i komfortu, nawet gdy ćwiczę. Delikatnie pachną i nie podrażniają delikatnej skóry. Wiem jednak, że u wielu osób nie wywołuje takich zachwytów. Musicie jednak pamiętać o tym, że fakt, że u jednej osoby coś się sprawdza, nie oznacza, że będzie tak u całego świata. Wszystko zależy od naszych potrzeb i innych uwarunkowań.
Zużyłam też balsam z Wellness&Beauty. Fajny produkt, ładnie wygląda w łazience, delikatnie pachnie i całkiem dobrze nawilża. Używałam go głównie do nóg. Balsam stosunkowo szybko się wchłania i nie zostawia na ciele takiej nieprzyjemnej warstwy.
Udało mi się także skończyć olejek zapachowy. Latem rezygnuję z wszelkich olejków, świec, czy wosków, bo są dla mnie zbyt ciężkie. W chłodnie dni z kolei uwielbiam, kiedy po pokoju unosi się piękny zapach. Olejki z Pachnącej Szafy są wydajne i intensywnie pachną, a co najważniejsze, w tej woni nie czuć jakiś sztucznych aromatów. Bardzo Wam polecam.
Serum z Lab One to mój hit nad hitami. Na obszerniejszą recenzję zapraszam Was tutaj.
I na koniec mgiełka, która zbytnio mnie nie zachwyciła. Zapach był średni i niestety nie trzymał się zbyt długo na ciele.
To by było wszystko. Znacie przedstawione przeze mnie produkty? Dajcie znać.
Pozdrawiam serdecznie!
Ja mam blond włosy więc żaden suchy szampon nie robi mi smug (że tak to określę), teraz mam z Avonu i jak dla mnie jest wystarczający ;) Moje włosy raczej się nie przetłuszczają, używam go tylko w prawdziwie kryzysowych sytuacjach ;)
OdpowiedzUsuńa ja dla odmiany lubię kulki z Garnier :)
OdpowiedzUsuńmój blog
Szampon Vianka mnie ciekawi :)
OdpowiedzUsuńTroche Ci się tego uzbierało :)
OdpowiedzUsuńVianek i Petal Fresh to dobry wybór, natomiast antyperspirantów typowych drogeryjnych unikam.
OdpowiedzUsuńLubię żele Isany :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe denko :) Lubię naturalne kosmetyki :)
OdpowiedzUsuńFajne denko, kilka kosmetyków kojarzę :)
OdpowiedzUsuńMiałam jedynie żel z Marakui i bardzo go lubiłam :)
OdpowiedzUsuń