Cześć Wam!
Jeśli mam być szczera, to przez długi czas walczyłam z moimi kompleksami. A miałam ich masę. Dotyczyły one głównie nóg (bo są krótkie), brzucha (bo nigdy nie był idealnie płaski) i cery (bo zawsze bałam się rano spojrzeć w lustro sprawdzając, czy nie pojawili się na twarzy nowi goście). Często też czytałam uwagi w komentarzach, jak powinnam lepiej o siebie dbać, które oczywiście tylko sprawiały, że czułam się gorzej. Poznając nową osobę zawsze miałam wrażenie, że w pierwszej kolejności rzucały się w oczy moje kiepskie punkty i, że one przysłaniają to, jaką jestem osobą.
Potem usłyszałam, że "kobieta powinna ważyć mniej niż 50 kilo". Ten krótki tekst strasznie mnie dobił i sprawił, że schudłam 12 kilo. Jadłam absolutne minimum i starałam się robić co najmniej 10 treningów tygodniowo. Każda przerwa sprawiała, że w mojej głowie pojawiały się głosy, że tyję, mój brzuch rośnie, a przez to nie zasługuję na miłość. Kiedy zeszłam poniżej 50 kilogramów czułam się... jeszcze gorzej. Miałam wrażenie, że uciekła ze mnie cała kobiecość. Długo trwało zanim pozwoliłam sobie normalnie bez wyrzutów sumienia zjeść coś więcej i nie zastanawiać się nad tym, z czego zrezygnować, żeby zrobić trening.
Czy wyleczyłam się wtedy z kompleksów? Nie :) One prześladowały mnie długo, ale od nowego roku coś ruszyło do przodu. Około 2 miesięcy temu dostałam komentarz, że jestem oszpecona i... nie ruszyło mnie to szczególnie. Chyba zaczęłam inaczej na siebie patrzeć. Nie przez pryzmat tych słabych punktów, ale całości. Bo jestem piękna! I nie uważam tego stwierdzenia za objaw nadmiernej dumy czy zadzierania nosa. Uważam, że każda kobieta powinna powiedzieć sobie, że jest piękna i przede wszystkim w to uwierzyć.
Teraz, kiedy moja cera totalnie szaleje, a brzuch tylko rośnie paradoksalnie czuję się najlepiej. Najczęściej też słyszę miłe słowa. Najlepsze jest jednak to, że mój Ukochany nazywa mnie swoją ślicznotką codziennie, nawet jeśli mi do niej daleko :)
Sukienkę z dzisiejszych zdjęć chciałam Wam pokazać już dawno. Kupiłam ją podczas zimowych wyprzedaży w Housie za 20zł. Zakładam ją wyjątkowo często, bo nadaje się na nieco cieplejsze jak i chłodniejsze dni. Uważam ją również za bardzo kobiecą, bo ładnie podkreśla to, co trzeba. Dobrałam do niej musztardową torebkę - nabytek z pchlego targu oraz bordowe sandałki. Strój okazał się być strzałem w dziesiątkę, kiedy w końcu nad Płockiem zaświeciło słonko.
Pozdrawiam serdecznie!
Właśnie jak Kobieta ma kompleksy najlepszym lekarstwem jest idealny partner, który pokażi i udowodni Ci że jesteś idealna. Oczywiście samemu też trzeba w to uwierzyć :):*
OdpowiedzUsuńPiękna sukienka. Świetny wpis. Bardzo motywujący :)
OdpowiedzUsuńBardzo ładna ta sukieneczka :)
OdpowiedzUsuńMnie też takie negatywne komentarze wpędziły w straszne kłopoty ze zdrowiem, ale teraz nie dbam o hejty- one były i zawsze będą, cieszę się z miłych słów i podziwiam kobiety sukcesu, takie jak ty !
OdpowiedzUsuńBuziaki,
Patrycja
http://ysiakova.blogspot.com/
To jest straszne, w jakie kompleksy ludzie potrafią wprowadzić drugą osobę, a najlepsze jest to, że są to osoby, które sama boją się pokazać i wciąż ukrywają się pod jakimiś maskami :/
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nikt nie pamięta, że uroda przemija i to bardzo szybko i co wtedy ? pozostaną puści sami sobie, bo nic innego nie będą mieli do zaoferowania... :/
Najważniejsze to czuć się dobrze z samym sobą.
OdpowiedzUsuńdużo fajniej się czyta jak ktoś fjanie wierzy w siebie i sięakcetuje ;) ta ciąża chyba zawsze na kobiety ma pozytywny wpływ ;))
OdpowiedzUsuńTa sukienka jest wspaniała. :) Marcin
OdpowiedzUsuńPięknie wyglądasz. Za bardzo się przejmujesz zdaniem innych ;)
OdpowiedzUsuńMiałam dokładnie te same kompleksy, ale to chyba typowe dla młodych dziewczyn w czasach kiedy wszystko musi być "idealne". Kochana a skąd te piękne kolczyki, poluję na takie!
OdpowiedzUsuń