23:28

Brązy i beże

Brązy i beże

 
Hej wszystkim! 

Ostatnie dni minęły mi szybko i całkiem kreatywnie. Pakowałam prezenty, kończyłam robić kalendarze i wymyślałam sobie zadania na grudzień. Zdecydowanie na brak nudy nie mogłam narzekać. Nim się obejrzałam, tydzień minął i lada moment wejdziemy w grudzień. Lubię ten miesiąc. Jest w nim jakaś magia, którą dodatkowo staram się spotęgować choinką, ozdobami, przyjemną muzyką i domowymi wypiekami. Marzy mi się, że moje córki będą kojarzyły ten czas przed świętami wyjątkowo, że będą wspominać rodziców, którzy z uśmiechem stroili choinkę, pakowali w sekrecie prezenty i wygłupiali się w kuchni. Wspomnienia z dzieciństwa są bardzo istotne. Sama często wspominam różne rzeczy i dzielę się tym z moim mężem, bo pewne obrazy sprzed lat wywołują u mnie masę uśmiechu. 


Myślami jestem też w kolejnym roku. Chcę narzucić sobie pewne zmiany i prowadzić bardziej świadome życie. Zmiany te dotyczą kupowania przeróżnych rzeczy, a w zasadzie rezygnacji z kupowania. Nie mogę powiedzieć, że planuję kupić wielkie nic, bo tak nie jest. Nie należę do zwolenników wyzwań typu rok bez zakupów, dla mnie nie mają one większego sensu. Lubię w większości rzeczy widzieć większy sens i jakąś lekcję dla siebie. Co zatem planuję? Mocne ograniczenie kupowania i korzystanie z tego, co już posiadam, a posiadam dużo. W tym roku nauczyłam się korzystać z zasobów mojej szafy. Oprócz tego sporym krokiem naprzód było zapisanie się do biblioteki. 


To moje postanowienie łączy się z inną ważną rzeczą, a konkretniej z oszczędzaniem. Wiecie, że dopiero niedawno zrozumiałam sens słów, że żeby zacząć oszczędzać, wcale nie trzeba zarabiać więcej? Wcześniej, gdy słyszałam ten tekst, pukałam się w głowę, bo jak tu oszczędzać bez dodatkowej gotówki. Okazało się, że da się i to bez problemu. Ba, doszłam do tego, że zarabiając więcej, można i wydawać więcej i ostatecznie zostać bez pieniędzy na czarną godzinę. Póki co raczkuję w tym temacie, ale staram się. Widzę, że nawet drobne kwoty, które z miesiąca na miesiąc odkładamy, super kumulują się w większą kwotę i przy okazji dają mi duży komfort psychiczny. Dodatkowo mam swoje małe cele, dzięki którym zrezygnowanie z nowej książki czy kawy na mieście nie jest problemem. 


A właśnie... kawa na mieście. Tutaj też okazało się, że można bez niej żyć. Bardzo lubię kulturę wychodzenia do lokali i cieszę się, że w Polsce staje się to normą, ale w którymś momencie zaczęłam przywiązywać do tego zbyt wielką wagę. No bo jak to tak? Niedziela bez kawki w House Cafe? Kawkę w House Cafe nadal lubię, ale jej brak nie stanowi końca świata i wcale nie sprawia, że dzień traci na znaczeniu. Poza tym super kapuczinę robi też mój ekspres. 


Jakoś ogólnie mam wrażenie, że robię się ostatnio bardziej świadoma siebie. Wiem, co mnie śmieszy, w jakich sytuacjach czuję się niekomfortowo, gdzie leżą moje granice, jakie mam wady i zalety. Faktycznie im człowiek starszy tym mądrzejszy, a na pewno bardziej względem siebie wyrozumiały. Mnie ta znajomość samej siebie bardzo cieszy, bo wreszcie jest mi dobrze w miejscu w którym jestem. Serio gorąco polecam zatrzymać się i wsłuchać w siebie. 


 




Dzisiejszy strój fociliśmy, jak jeszcze było w miarę ciepło. Przyroda zainspirowała mnie wtedy, żeby poszaleć z beżami i brązami, w których czuję się naprawdę super. Kamizelka, spodnie i sweter są z lumpa. Z tym futrzakiem miałam się już kilka razy rozstać, jednak za każdym razem go zostawiałam z myślą, że może mi się jeszcze przydać. Faktycznie co roku go noszę, a towarzyszy mi już 4 lata. Nie jest to może naładniejsza kamizelka i nie wpisuje się w trendy, ale przyjemnie mnie grzeje i w cieplejsze dni śmiało zastępuje kurtkę. 


20:43

Coś o badaniach i letnia stylówka

Coś o badaniach i letnia stylówka


Cześć wszystkim! 

Za oknem piękna polska jesień i aż nie mogę się doczekać, żeby wyruszyć z siostrą na jakieś zdjęcia. Uwielbiałam te nasze wypady na starówkę w Płocku, w trakcie których razem dbałyśmy o to, żeby na blogu nie zrobiło się cicho. Ba, moja siostra jak nikt inny motywowała mnie, żebym nie odpuszczała. Teraz niestety jest trudniej, bo dzieli nas konkretna odległość, no i oczywiście dochodzi do tego masa innych szczegółów. Myślę jednak, że któregoś dnia ściągnę ją do siebie i zrobimy sobie dzień fotek jak za starych dobrych czasów :) 



Ostatnio walczą we mnie dwie myśli. Pierwsza to pozbycie się całej masy rzeczy z mojego otoczenia - ubrań, butów, zabawek dziewczyn, przydasiów z kuchni czy książek. Druga to z kolei... zakupy, które uzupełnią każdy kąt o nowe rzeczy. Myśli sprzeczne w 100%. Póki co nie robię nic, bo wiem, że pośpiech jest złym doradcą, chociaż generalny porządek bardzo mnie kusi. Myślę, że na serio stwierdzenie "im mniej tym lepiej" ma dużo sensu. Przede wszystkim zyskałabym przestrzeń i zminimalizowałabym możliwość powstawania bałaganu, bo u nas wcale o to nie trudno. Widzę też sama, że w sporej części ubrań nie chodzę. Wiszą i czekają na nieco lepszy czas, a ten przecież może dla nich nie nadejść. 


Mam ogólnie na jesień listę zadań do wykonania. Myślę, że w kolejnym wpisie ją Wam udostępnię i może będziemy sobie razem dawać kopniaki motywacji. Pojawiają się tam punkty związanie ze zdrowiem i dobrym samopoczuciem i dopiero od niedawna zaczęłam zwracać na to uwagę. Teraz jednak cały czas przyświeca mi myśl, że MUSZĘ być zdrowa. Mam dwie córeczki, którymi chcę się opiekować najdłużej, jak tylko dam radę. A żeby to robić, należy najpierw zaopiekować się sobą. Wam też to z całego serca polecam. Wiem, że najczęściej mówi się, że jeśli nic nam nie dolega, to po co tracić czas w przychodniach, ale niestety doświadczyłam już na własnej skórze, że warto na bieżąco kontrolować stan zdrowia. 


Niestety muszę się z Wami podzielić kiepskim doświadczeniem, skoro już na temat lekarzy schodzimy. Całkiem niedawno poprosiłam doktora o wystawienie skierowania na ogólną morfologię u Lili, a przy okazji chciałam jej zbadać witaminę C, cukier itp. Usłyszałam w odpowiedzi, że po co i, że tego skierowania nie da, bo nie widzi ku temu przesłanek. Nawet nie przypuszczacie, jak bardzo mnie to zdenerwowało. I późniejszy tekst, że po co kłuć dziecko. A no po to, żeby sprawdzić, czy jest zdrowe, bo na pierwszy rzut oka wszystkiego nie widać. Rozczarowałam się okrutnie. 


Wrzucam Wam letnią stylówkę, która oczywiście musiała się naczekać, aby trafić na bloga. Niestety nie wyrabiam się ze wszystkim na bieżąco, chociaż ogarnięcie bloga też pojawia się na mojej jesiennej liście. O dziwo pojawia się w niej tylko jeden element z second handu, a jest nim ołówkowa spódnica. Mam ją na oko rok i często noszę, bo pasuje mi i do T-shirtów i do swetrów. Rzecz uniwersalna można by rzec. Góra to bluzka złapana w Biedronce na wyprzedaży. Zapłaciłam za nią 4.50 i w sumie zauroczyła mnie nadrukiem z superbohaterkami. Powiem Wam szczerze, że jakoś dodaje mi ona energii i sprawia, że budzi się we mnie wewnętrzna wonderwoman :) 
 





18:31

Końcówka wakacji i coś o świętach

Końcówka wakacji i coś o świętach

Cześć wszystkim! 

    Tegoroczne lato bardzo mnie zaskoczyło i to niestety w bardzo negatywny sposób. Mam wrażenie, że większość dni sierpnia mijało pod znakiem deszczu i chyba nie zapowiada się na to, żeby wrzesień przywitał nas wysokimi temperaturami i słońcem. Zamiast planować typowo letnie stylówki, zrobiłam przegląd w swetrach. Akryle trafiły do kosza, a ich miejsce zajęła bawełna, wiskoza i odrobina wełny. Ostatnio coś nie mam szczęścia do wełny czy kaszmiru w lumpach, ale oczywiście się nie poddaję. 

Mój humor też coś leży i kwiczy. Pewnego dnia po prostu uleciała ze mnie całą energia i motywacja do robienia czegokolwiek. Gdybym mogła, to zaszyłabym się pod kołdrą z książkami (a książki na serio bardzo lubię), ale niestety życie mi na to nie pozwala. 


Po skończeniu którejś książki znowu zapragnęłam napisać coś swojego. Jakąś powieść dla kobiet, które chcą się oderwać od swojej codzienności i przeżyć z główną bohaterką jakąś przygodę, zakochać się, rozczarować i dać ponieść emocjom. Parę lat temu uwielbiałam usiąść i coś stworzyć, a potem dotarło do mnie to, że w sumie piszę i pewnie będę pisać tylko dla siebie. Porzuciłam swoją twórczość, aż w końcu niedawno postawiłam sobie bardzo ważne pytanie. Czemu mam nie próbować dalej? Podobno kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana, więc od dwóch tygodni coś tam sobie notuję w wolnych chwilach. 


Standardowo jak co roku lato pożegnałam oglądając vlogmasy. Nie wiem czemu, ale od paru lat mam potrzebę wczucia się w ten świąteczny klimat między latem a jesienią. Zachwycam się ozdobami, planuję jedzenie, zapisuję pomysły dotyczące prezentów, zastanawiam się, czy uda nam się zaliczyć jakieś atrakcje i... zapominam o tym na dobre dwa miesiące. W  tym roku święta będą dla nas szczególnie wyjątkowe, bo spędzimy je w czwórkę w naszym własnym domu i to z obrączką na palcu. Nie ukrywam, że chcę, żeby było miło. Może nie #instafriendly, bo u mnie chyba nigdy tak nie będzie, ale po prostu miło. Mam wrażenie, że ostatnio większość moich oczekiwań sprowadza się do tego, żeby dana rzecz była miła :) 









19:18

Nie nadążam

Nie nadążam


 
Cześć wszystkim! 
Pożalę Wam się, że ostatnio nie nadążam. W ciągu dnia zajmuję się typowymi obowiązkami, jak gotowanie, pranie, sprzątanie, ogarnięcie dzieciaków i przy okazji chcę coś wycisnąć dla siebie. Do tej pory nagrywałam, czytałam książki i czasem "zamykałam się" w kuchni, żeby upiec coś smacznego. W zeszłym tygodniu pomyślałam, że wrócę do ćwiczeń. Moje ciało mnie rozczarowuje, nie czuję się ze sobą dobrze, więc doszłam do wniosku, że zamiast biadolić, czas wziąć się za siebie. I... szybko okazało się, że nie ogarnę wszystkiego. 

I w sumie... zaczęłam się zastanawiać, czy muszę wszystko ogarnąć. Czy faktycznie powinnam mieć 20 zainteresowań, każdemu się oddawać, a przy okazji dbać o dom i rodzinę? Nie można też pominąć w tym wszystkim dbania o siebie i snu. Niestety żyjemy w takich czasach, kiedy ważny jest sukces, pęd i pięcie się w górę. Co chwilę zmieniamy pracę, biegamy na siłownię, medytujemy, czytamy to, co obecnie jest na topie, oglądamy to, co wszyscy, żeby móc uczestniczyć w rozmowie i... nagle pojawia się myśl PO CO. 


Mnie samej ten pęd i wyścig pod hasłem "więcej, lepiej, szybciej" nie kręci. Czasem niestety biorę w nim udział, bo napatrzę się na dziewczyny, które bez większego problemu ogarniają tyle dziedzin życia i mam wrażenie, że znajdują jeszcze czas na relaks i podzielenie się tym wszystkim ze światem. Potem... dochodzi do mnie to, że takie życie nie istnieje na serio, że nie da się być wiecznie uśmiechniętym robotem. I odpuszczam. Dostaję od obserwatorów sporo ciepłych słów odnośnie tego, że jestem super zorganizowana. Nie jestem! Serio. Organizują mnie córeczki. I nie robię wszystkiego perfekcyjnie. Często leżą u nas porozrzucane zabawki, ubrania czekają po 5 dni na wyprasowanie, a okna... pewnie poczekają do świąt. Myślę jednak, że te szczegóły nie świadczą o moim poczuciu szczęścia i spełnienia. 


Kiedyś raczej dominował taki model, że właśnie na pierwszym miejscu powinny być obowiązki domowe - obiad z dwóch dań, codziennie wytarte podłogi, odkurzone dywany, a cała reszta jakby przestawała się liczyć. Dla mnie priorytetem jest jednak rozwój dzieciaków. Wspierają je w tym np. puzzle, o które nie rzadko się potem potykamy, bo Lila w którymś momencie widzi super zabawę w rzucaniu nimi. Chcę też, żebyśmy mogli po prostu być razem jako rodzina. Nie zapominam w tym wszystkim o sobie, bo jednak uważam, że w pełni zasługuję na to, aby być dla siebie dobra. Dlatego też wieczorem zamiast nadrabiać zaległości w prasowaniu czy układaniu naczyń wolę poczytać. 


Kto wie, może kiedy dziewczynki przestaną być tak absorbujące, pójdę na kurs albo zacznę robić coś innego. Ale póki co stawiam na zdrowy minimalizm. Nie chce mi się ścigać, wolę poleżeć na kanapie i pogadać w tym czasie z siostrą albo wyjść z familią na spacer. Przyznam się Wam jednak szczerze, że odpuszczanie wcale nie przychodzi mi z łatwością. 




14:18

Nie porównuj

Nie porównuj



Cześć wszystkim! 


Powiem Wam na wstępie, że jestem w super miejscu, jeśli chodzi o życie. Niczego mi nie brakuje i wcale nie myślę, że mogłoby być lepiej. Mam super narzeczonego (za 3 miesiące męża) i 2 śliczne córki, które pewnego dnia wyrosną na fantastyczne kobiety. No właśnie tutaj pojawia się mały problem, bo w zasadzie nie ma dnia, kiedy bym się nie bała, że zaczną być w końcu porównywane. Bardzo chciałabym, żeby tego uniknęły, bo wiem, jak niszczy porównywanie z siostrą. 

Sama przez ciocie, wujków, sąsiadki byłam zestawiana z siostrą i niestety głównie chodziło o wygląd. Często słyszałam, że moja siostra jest szczuplejsza, ładniejsza, bardziej przebojowa, że na pewno będą się za nią oglądać wszyscy mężczyźni na ulicy, że powinna być modelką i inne tego typu komplementy. Uwierzcie, że dla dziewczynki zaczynającej gimnazjum stanowiło to niemały cios, bo... we wszystkim wypadałam gorzej. W naszym duecie to mnie natura trochę pokrzywdziła, bo walczyłam z kilogramami i trądzikiem. Dodatkowo raczej nie lubiłam się wychylać, a te komentarze nie dodawały mi odwagi. 


Potem role się trochę odwróciły, bo to ja zaczęłam być chwalona za zaradność i odwagę. Nie wynagrodziło mi to jednak czasu, kiedy miałam żal (uwaga!) do siostry za to, że to ona zgarniała ciepłe słowa wtedy, kiedy ja tego najbardziej potrzebowałam. Niestety ale bliscy niebliscy sprawili, że poczułam żal i niechęć do niewłaściwej osoby. Teraz, kiedy jestem starsza i mam inne spojrzenie na mnóstwo rzeczy, widzę, że porównywanie i zestawianie dwóch osób jest tak głupie, że w głowie się nie mieści. Każdy z nas jest inny i ma prawo mieć swoje mocne i słabsze strony. Porównywanie to największa głupota, jaką można popełnić. Powtórzę słowa Zeusa, że ludzie to kwiaty i każdy inaczej kwitnie. 


Nie wiem, kto i kiedy dał nam prawo do decydowania, co jest lepsze i gorsze, co ceni się bardziej, a co mniej. I jako mama mam wielką nadzieję, że moje córki unikną tego, bo jednak społeczeństwo z każdym kolejnym pokoleniem uczy się, że pewnych rzeczy nie można robić, bo krzywdzą. Są to lekcje wyciągnięte z własnych i często przykrych doświadczeń. Nie chcę, żeby Lila i Dalia chowały do siebie urazę, bo jakiś idiota dał im łatki "ładniejsza", "szczuplejsza", "bardziej przebojowa", "mądrzejsza" czy jakakolwiek inna. 




Pozdrawiam serdecznie! 

20:51

Nowy etap

Nowy etap

 


Hej! 

Przepraszam z góry, ale dzisiaj do wpisu dorzucę zdjęcia z zeszłego roku. Lubię je jednak. Lubię je, bo kojarzą mi się z początkiem dosyć ważnego okresu w naszym życiu. W momencie zrobienia tych zdjęć byliśmy po wizycie u doradcy kredytowego. Nasza droga od spotkania do kupienia domu nie należała do prostych i szybkich, bo zajęła.. 10 miesięcy. W którymś momencie już zwątpiłam i wtedy... dostałam telefon, że mamy to. Mamy kredyt=mamy domek. 

Teraz mogę się pochwalić, że tworzę wpis z własnego domu. Po prawdzie tworzę go siedząc na plastikowym krzesełku otoczona masą toreb i kartonów, ale to nie jest istotne, bo wiem, że w którymś momencie etap wprowadzki będzie zakończony. Usiądę wtedy na wymarzonej granatowej kanapie, gdzieś będzie grała muzyka ze starego sprzętu, a ja zapewne zacznę się zastanawiać, gdzie posadzić truskawki, a gdzie pomidory. 


I chociaż przede mną jest co najmniej miesiąc świadomości życia z kartonami, bałaganu i oswajania się z nowym miejscem, to wiecie to przeraziło mnie najbardziej? Myśl o tym, że nie będę mogła swobodnie wyjść do sklepu. Serio! Byłam przyzwyczajona do tego, że w każdej chwili ubieram córkę i idziemy do Biedronki, Empiku czy lumpa, a teraz utknęłyśmy 24km za miastem bez sklepu w zasięgu wzroku. I jak mi z tym? Świetnie :) Ba, nawet sama z siebie rezygnuję z wypadu do spożywczaka. Możliwość wyjścia na taras z kawą rekompensuje wiele :) 
Ogólnie doszłam do wniosku, że cierpię na przesyt wszystkiego, dlatego dałam sobie szlaban na zakupy. Ale o tym już innym razem. 



19:51

Plany i postanowienia na kolejny kwartał

Plany i postanowienia na kolejny kwartał

Hej! 

Po miesięcznej przerwie wracam na bloga. Dzisiaj chciałabym się skupić na moich planach, celach, postanowieniach i może marzeniach na najbliższy kwartał. Myślę, że te wiosenne i cieplejsze miesiące dadzą nam większe pole do popisu.Ja na pewno chcę je dobrze spożytkować, bo początek roku mogę określić jako stosunkowo ciężki dla mnie. Ciężki ze względu na powiększający się brzuszek i wszelkie ograniczenia, jakie były z nim związane ;) Na szczęście zbliża się dzień rozwiązania i myślę, że wtedy odżyję. 

A teraz konkrety. Co zaplanowałam sobie na kolejne 3 miesiące? 

1. Urodzić i nie zwariować. Sporo osób podzieliło się ze mną opinią, że dwójka dzieci w miarę zbliżonym wieku to jeden wielki koszmar i armagedon, co nie powiem, lekko mnie przestraszyło. Spotkałam się też jednak ze słowami wsparcia, że faktycznie lekko nie będzie, ale jest to czas do przeżycia i potem będziemy widzieć całą masę plusów tej sytuacji. Tego chcę się trzymać. 

2. Robić 70 tys kroków tygodniowo. Licza może wydawać się być kolosalna, ale... są mamy, które dziennie nabijają po 15-20 tys kroków, więc czymże jest ta liczba na przestrzeni całego tygodnia? 

3. Przeczytać 10 książek. Dzisiaj zaczęłam 13 od początku roku, więc myślę, że te 10 może być bardzo prawdopodobne. Oczywiście liczę się z tym, że zmienią się nieco warunki do czytania, ale liczę, że uda mi się wycisnąć dziennie chociaż te pół godziny na książkę. 

4. Zrobić grilla. Tęsknię za grillowymi klimatami. Za tym, że zawsze panuje na nich taka luźna atmosfera. Mam nadzieję, że pogoda dopisze i. że niedługo będziemy mogli zacząć na poważnie planować tego typu imprezy. 

5. Sprzedać zbędne rzeczy. Mam sporo ubrań, książek i ogólnie drobiazgów, których chciałabym się pozbyć, a przy okazji zgarnąć trochę grosza np. na sukienkę dla mojej Dzidzi albo na bilety do zoo. Mam nadzieję, że znajdzie się taki dzień, kiedy na spokojnie do tego zasiądę i bez skrupułów pożegnam rzeczy, z których już po prostu nie korzystam. 

6. Zobaczyć Frombork i Lidzbark Warmiński. Są to miejscowości, do których mamy stosunkowo blisko, więc myślę, że jakąś słoneczną niedzielę moglibyśmy poświęcić na krótką wycieczkę. Spakowałabym nam kawę, jakieś owoce i z dobrymi humorami wyruszylibyśmy poznać nowe miejsca. 

7. Zoo i ogród botaniczny. Nie ważne gdzie. Uwielbiam obydwa te miejsca i z wielką chęcią poświęciłabym weekend na spotkanie z naturą. Myślę, że dla całej rodziny byłaby to fajna atrakcja. 

8. Badania. Im jestem starsza, tym częściej dochodzę do wniosku, że warto się badać. 

9. Pikniki i zakupy na targu. 

10. Ogarnąć balkon/działkę. Nie wiem, czy nasze wielkie plany odnośnie własnego domku wypalą, czy na razie musimy o tym zapomnieć, ale chciałabym stworzyć gdzieś swój mały kącik, gdzie rosnąć będą zioła i lawenda. 

11. Kosmetyczka. Zaczęłam w tym roku chodzić na zabiegi twarzy i nie planuję z tego rezygnować. Póki co szykuje mi się przerwa ze względu na poród, ale myślę, że w maju wrócę. Serio dziewczyny. warto o siebie zadbać. 

12. Ogarnąć drobiazgi na wesele. Niby to co najważniejsze już mamy, ale nadal zostało sporo drobiazgów do ogarnięcia. Umówić fryzjera, kosmetyczkę, stworzyć playlistę, poszukać sukni ślubnej. 

13. Nauczyć się piec świetne bułki i chałkę. Tak, to mój cel. Uwielbiam jeść chałkę na śniadania, a ta zrobiona przez siebie smakuje milion razy lepiej.

Copyright © 2016 Staram się ogarnąć , Blogger